Po bardzo intensywnym tygodniu, spędzonym wśród wspaniałych nauczycieli, współtowarzyszy, współtowarzyszek, przyjaciół i przyjaciółek, powoli wracam do codzienności. Wczoraj, zakończył się kolejny moduł szkolenia na facylitatora oddychania holotropowego w ramach Grof Transpersonal Training. Podobnie jak rok temu, był to dla mnie czas magicznych doświadczeń, i wbrew pozorom, najwspanialsze z nich, wcale nie miały miejsca podczas procesu oddychania.
Odmiennie niż w ubiegłym roku, tym razem, jechałem na warsztaty z dużą dozą sceptycyzmu, a nawet pewnym zwątpieniem. Główną motywacją była przede wszystkim chęć spotkania się z bliskimi mi ludźmi i po prostu bycie z nimi – w atmosferze akceptacji, empatii i zrozumienia.
Wyjątkowo ciekawe było więc dla mnie obserwowanie, jak bardzo zmieniało się moje podejście z każdym kolejnym dniem. Jak pierwotny sceptycyzm i zwątpienie, przeradzały się powoli w zachwyt i wdzięczność, jakie towarzyszyły mi podczas moich pierwszych procesów oddychania holotropowego. Okazało się, że właśnie zwątpienie, było jednym z elementów mojego procesu.
Po raz kolejny uświadomiłem sobie niezwykle ważną rzecz – że wspomniany proces, to nie tylko doświadczanie odmiennego stanu świadomości, a całokształt – ludzie, miejsce, oddychanie i bycie dla innych w ich podróżach. To dzielenie się swoimi najgłębszymi przemyśleniami i trudnościami, ale również radością, ekstatycznym uniesieniem i uśmiechem. To współodczuwanie, empatia, nieoceniająca postawa i wzajemny szacunek. Wszystko to, co nas ludzi – czyni ludźmi.
Najpiękniejsze jest jednak to, że to, o czym wspomniałem wyżej, jest nieodłączną częścią paradygmatu holotropowego – tak więc tym, co czyni tę metodę tak wspaniałym narzędziem. Podczas minionego tygodnia, próbowałem odpowiedzieć sobie na pytanie, co ma dla mnie większą wartość – moje własne doświadczenia podczas oddychania czy może cała reszta. Uznałem, że nie mogę patrzeć na to w ten sposób, bo są to integralne aspekty tego samego procesu – jedno nie może istnieć bez drugiego.
Każdy element, każde wydarzenie, wniosło własną jakość. Głębokie – pełne zaufania i empatii – rozmowy z innymi, wykłady wspaniałego nauczyciela (Marc B. Aixalà), wspólne sesje w saunie, upajanie się śmiechem czy ekstatyczny taniec (bez wspomagania się jakimikolwiek substancjami!) – każdy z tych aspektów stanowił o wartości i pełni całego procesu.
Możliwość bycia w tej przestrzeni, pośród swojego „plemienia”, bez maski i konieczności udawania kogoś kim się nie jest, otwiera na drugiego człowieka bardziej, niż cokolwiek innego. Posługując się metaforą – jesteśmy nadzy – z naszą wrażliwością, otwartością i zaufaniem do współtowarzyszy i współtowarzyszek, a dzięki temu możemy czuć się z tą nagością po prostu dobrze – w zaufaniu do procesu i naszego Inner Healera.
To trudne, w kilku zdaniach zmieścić, jak wiele wniósł do mojego życia ostatni tydzień. Na pewno był zaskakujący i jak zwykle pokazał mi jak wiele pracy jeszcze przede mną. Mimo to, z każdym kolejnym warsztatem, czuję, że jestem bliżej nie tylko siebie, ale również innych.
Dziękuję wszystkim, którzy dorzucili do tego swoją cegiełkę

Dodaj komentarz