Coś się we mnie budzi. Coś, czego jeszcze nie mam odwagi nazwać.
Uśpione, utęsknione, samotne. Zepchnięte na margines, a jednocześnie będące ze mną każdego dnia. Dojrzewające powoli, odsłaniające się kawałek po kawałku. Zarysowuje się, nabiera kształtu.
Dziś, jest ogromną kulą, mieniącą się kolorami czerwieni, rozbłyskującą energicznie w swoistego rodzaju rytmie – jedynym i niepowtarzalnym. Emanuje siłą, której nie sposób ujarzmić i której ujarzmiać nie trzeba. Jest częścią mnie. Kolejnym zagubionym elementem układanki, dla którego wreszcie znalazłem właściwe miejsce.
Dodaj komentarz