Podróż ku Autentyczności

w:

W ostatnim czasie duża część moich refleksji dotyczy oczekiwań, tego jak wpływają na moje codzienne funkcjonowanie i poczucie mojego dobrostanu. Wiele razy, w różnych książkach, spotykałem się ze stwierdzeniem, że kluczem do szczęścia jest wyzbycie się oczekiwań. O ile rada wydaje się prozaiczna, o tyle jej realizacja przysparza znacznie więcej trudności.

Żyjemy w społeczeństwie, gdzie oczekiwania otaczają nas z każdej strony – my oczekujemy od innych, a inni od nas, tworząc niewidzialną sieć wzajemnych domniemań. Jakby tego było mało – oczekujemy też od samych siebie. Tworzymy w głowie historie, w których spodziewamy się określonych reakcji, rozwoju wydarzeń – jakby to wyłącznie od nas zależała przyszłość i jej przebieg. I jasne, jakaś część jest od nas zależna, ale choćbyśmy bardzo chcieli – jesteśmy tylko jedną ze zmiennych w równaniu.

Dzisiaj chciałbym skupić się na oczekiwaniach, które stawiamy samym sobie. Przez większość swojego życia byłem bowiem ich niewolnikiem – wyimaginowanych historii o tym jak powinienem się zachować, ubrać, co powiedzieć, aby dobrze wypaść w oczach innych ludzi – znamienne jest, że nie tylko bliskich, ale również tych, których być może nie zobaczę więcej niż raz. Myślę, że znakomita część z nich wynikała z dzieciństwa, presji społecznej i metod, których nauczyłem się w celu realizacji własnych potrzeb w latach młodości. Dopiero kilka lat temu zacząłem powoli zdawać sobie sprawę z tego jak bardzo odsunąłem się od autentycznego siebie, w imię dopasowania do wyimaginowanych ram.

To dopasowywanie, z perspektywy czasu, przyniosło mi znacznie więcej bólu i smutku niż radości. Spełnianie postawionych sobie oczekiwań, m.in. poprzez wkładanie masek, udawanie kogoś kim się nie jest czy dopasowywanie się do otoczenia, doprowadziło w efekcie do tego, że czułem się zupełnie samotny i opuszczony. Nikt nie zdawał się mnie rozumieć – i nic w tym dziwnego – bowiem nigdy nie byłem autentycznym sobą.

Poczucie bycia więźniem własnego ciała i umysłu stało się moją codziennością. Choć wewnętrznie krzyczałem, to na zewnątrz byłem tym, który ze wszystkim daje sobie radę i twardo stąpa po ziemi. Było to jednak dalekie od tego, czego doświadczałem w środku. Popchnęło mnie to do wielu nieodpowiedzialnych decyzji, które w moim umyśle miały na celu zwrócenie na siebie uwagi – znów – oczekiwałem, że ktoś dostrzeże krzyk o pomoc, domyśli się, zauważy. Tak się jednak nie stało.

W styczniu 2023 r. nastąpiła we mnie ogromna zmiana – wydarzenie, które sprawiło całkowite odwrócenie mojego postępowania i myślenia. To wtedy pierwszy raz wziąłem udział w warsztatach oddychania holotropowego. Czułem ogromny dyskomfort jadąc sam, w miejsce, w którym nie znałem nikogo, ale byłem wyjątkowo zdesperowany w poszukiwaniu rozwiązania swoich problemów. Decyzja o uczestnictwie była wtedy jedynym kołem ratunkowym jakie byłem w stanie sobie wyobrazić.

Dziś, po ponad roku od pierwszego doświadczenia holotropowego, wiem, że była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu – wynikająca bowiem z głębokiej potrzeby przynależności i akceptacji tego jaki jestem. Nadal jednak było w tym wiele oczekiwań, jednak to, co wydarzyło się podczas tych kilku dni absolutnie przerosło moje najśmielsze wyobrażenia i niemalże natychmiastowo zrewidowało moje poglądy na temat tego jaki „powinienem” być.

Trudno jednoznacznie powiedzieć, który z elementów procesu był tym najważniejszym. Myślę, że to właśnie kombinacja wszystkiego, czego tam doświadczyłem sprawiła, że byłem w stanie spojrzeć z innej perspektywy na swoje życie i decyzje jakie podejmuje.

Kluczowe jednak wydaje się poczucie bezpieczeństwa i akceptacji – niezależne od tego jacy jesteśmy i z jakimi problemami się mierzymy. Wzajemne zrozumienie dla różnorodności dziejących się w nas procesów, empatia, brak oceny – to wszystko sprawiło, że pierwszy raz w życiu czułem się jak „u siebie”, pomimo tego, że otaczali mnie ludzie zupełnie mi obcy, to jednocześnie wyjątkowo mi bliscy. Nigdy wcześniej nie sądziłem, że zaledwie w kilka dni można tak bardzo zbliżyć się do ludzi pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego.

Jedną z najistotniejszych rzeczy jakie wtedy zrozumiałem było, że to, co uważałem za swoje słabości w istocie jest moją ogromną siłą, a ich uzewnętrznienie i podzielenie się nimi z gronem innych osób nie jest aktem desperacji, a odwagi. Zrozumiałem to nieco później, wspominając jak się czułem dzieląc się swoimi doświadczeniami. Drżały mi ręce, łamał mi się głos, ale potrzeba wypowiedzenia tego, co niewypowiedziane była ogromna – na tyle, że nieistotne wydawało się wtedy co pomyślą inni. Był we mnie jednak strach, lęk przed odrzuceniem i oceną.

Żadna z tych rzeczy się nie wydarzyła. Nie zostałem odrzucony, oceniony, zdyskredytowany. Moje uczucia i emocje zostały uprawomocnione, a co więcej – ogromnie docenione przez uczestników. To, co wtedy usłyszałem i poczułem od innych uczestników (z których część jest dziś moimi najbliższymi Przyjaciółmi – i są to zarówno mężczyźni jak i kobiety – co wcześniej było dla mnie absolutnie nie do pomyślenia, ale to temat na odrębny wpis) było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i jednocześnie dało mi potężną siłę – do tego by przestać być kimś kim nie jestem i skończyć z dążeniem do spełniania wyimaginowanych oczekiwań względem siebie.

Gdy odjeżdżałem z warsztatów, zalały mnie łzy szczęścia – płakałem nie z żalu, ale z głębokiego, nieopisanego szczęścia. Czułem jakbym opuszczał najwspanialsze miejsce na świecie, jedyne, w którym mogę być prawdziwym sobą. Jedyne, w którym bycie sobą, ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami, jest wystarczające.

To był początek mojej pracy związany ze stawianiem oczekiwań. Wtedy jeszcze nie wierzyłem, że odrzucając je, mogę funkcjonować w otaczającym mnie świecie i być szczęśliwy będąc po prostu sobą. Dziś, mija ponad rok od tamtego doświadczenia i głęboko czuję i wierzę, że jestem o wiele dalej. Nadal zdarza mi się mieć oczekiwania – wobec siebie i wobec innych, ale jestem ich świadom i potrafię się im przyjrzeć. Zastanowić się jaką funkcję pełnią – oczekiwania rodzą się bowiem z potrzeb, ale teraz coraz częściej zadaję sobie pytanie jaka potrzeba dochodzi do głosu i jak mogę się nią zaopiekować.

Niespełnione oczekiwania, niezależnie czy wobec mnie samego czy też wobec innych ludzi, rodziły bowiem frustrację, złość, smutek, czasem agresję. Wywoływały we mnie silne, trudne emocje, nad którymi czasem niełatwo było zapanować. Pochłaniały ogrom mojej energii, wzbudzały poczucie winy, poczucie bycia niewystarczająco dobrym, słabym, nieważnym. Deprecjonowały moją wartość i samoocenę.

Dziś, staram się nie oczekiwać, a jeśli czegoś potrzebuję – próbuję otwarcie o tym mówić, by nikt nie musiał się domyślać – to kolejny, superważny aspekt w komunikacji z drugim człowiekiem, który być może też kiedyś poruszę. Czasem przychodzi to łatwo, naturalnie, czasem – z trudem. Jednego jestem jednak pewien – drastycznie podniosło to poziom mojego zadowolenia z życia i zburzyło wiele barier, którymi otaczałem się każdego dnia, a w efekcie sprawiło, że nie czuję się już samotny i opuszczony.


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.