Serce przy sercu

w:

Bliskość – od jakiegoś czasu sukcesywnie redefiniuję rozumienie tego zjawiska. Przez długi czas była dla mnie nierozłącznie związana z aspektem fizycznym (który nadal uważam za niezmiernie ważny). Zacząłem jednak dostrzegać, że nie potrafię już dłużej mówić o prawdziwej bliskości, kiedy jedynym komponentem jest to, że ktoś jest fizycznie blisko mnie – niezależnie czy mówimy o mieszkaniu razem, przytulaniu, pocałunkach czy seksie. Bliskość, bez komponentu emocjonalnego, jest dla mnie niepełna, wybrakowana. Czy znaczy to, że nie możemy odczuwać bliskości drugiego człowieka, jeśli na poziomie emocjonalnym nie odczuwamy zupełnie nic?

Aby zrozumieć czym jest dla mnie bliskość, zacząłem zastanawiać się jakie filary są jej podstawą. Wyróżniłem kilka: akceptacja, bezpieczeństwo, empatia i nieoceniająca postawa. Nie da się wskazać, który z tych elementów jest najważniejszy – sądzę, że są sobie równoważne. Każdemu z nich mógłbym poświęcić osobny wpis, postaram się jednak w skrócie przedstawić moje rozumienie tych pojęć.

Akceptacja – nie poddaję w wątpliwość Twoich uczuć i emocji. Nie muszę rozumieć, dlaczego postępujesz tak, a nie inaczej. Nie wymagam też tego od Ciebie. Nie dążę do przekonywania Cię do swoich racji. Możemy się nie zgadzać w różnych kwestiach, ale to nie zmienia naszych wzajemnych stosunków. Przyjmujemy się takimi jakimi jesteśmy – ze wszystkimi naszymi zaletami i wadami.

Bezpieczeństwo – czuję się bezpiecznie w Twoim towarzystwie – na poziomie emocjonalnym. Wiem, że nie chcesz mnie skrzywdzić, a Ty wiesz, że ja nie chcę skrzywdzić Ciebie. Wiem, że mogę powiedzieć Ci o wszystkim. Ufam, i jak powiedział mój bliski znajomy – „daję Ci wszystkie narzędzia byś mógł mnie zniszczyć, jednocześnie wierząc, że tego nie zrobisz”. W zamian oferuję Ci to samo.

Empatia – uznaję Twoje uczucia, emocje i doświadczenia. Rozumiem, że możemy się różnić i każde z nas może czuć się odmiennie nawet w zbliżonych okolicznościach. Nie poddaję w wątpliwość tego co czujesz. Nie daję rad, bo wiem, że nawet kiedy zdajemy się wiedzieć o sobie wszystko – nie jestem Tobą – nie wiem co jest dla Ciebie najlepsze. Jestem jednak gotów by pomóc, kiedy o to poprosisz.

Nieoceniająca postawa – nie mówię Ci co jest dobre, a co złe. Nie oceniam, czy postąpiłeś/aś właściwie czy nie. Rozumiem, że moja ocena jest wynikiem moich doświadczeń i przeżyć – nie krytykuję i nie wyrażam dezaprobaty. Nie udaję, że znam Cię lepiej niż Ty sam/a.

Filary te stanowią dla mnie swego rodzaju podstawę, którą mogę nazwać zaufaniem. Dopiero kiedy wzajemnie sobie ufamy, możemy poczuć się prawdziwie blisko. Co jednak wydawało mi się wyjątkowo ciekawe w moim procesie poznawania siebie, to fakt, że budowanie zaufania do drugiej osoby wcale nie musi trwać miesiącami czy latami, ale o tym za chwilę.

Pewnym zaskoczeniem było dla mnie, że te 4 filary nie mogą jednak w pełni zaistnieć, jeśli w pierwszej kolejności nie zbudujemy ich wobec samych siebie. Warunkiem tego, by zaufać drugiemu człowiekowi było zaufanie samemu sobie – zaakceptowanie, poczucie się bezpiecznie, wzbudzenie empatii i współczucia oraz nieoceniająca postawa. Dopiero wtedy byłem w stanie naprawdę otworzyć serce na drugiego człowieka i dopuścić go prawdziwie blisko.

Kiedy zaufałem samemu sobie, mogłem poczuć bliskość drugiego człowieka bez konieczności poznawania go miesiącami czy latami. Nie potrzebowałem do tego godzin rozmów, dziesiątek spotkań i swoistej kontroli czy aby na pewno mogę mu zaufać. Nagle, okazało się, że nieważne jest jak wiele czasu spędziliśmy razem i o jak wielu rzeczach rozmawialiśmy. Kluczowym okazało się stanie się bliskim dla siebie samego. Osiągnięcie tego swoistego kamienia milowego sprawiło, że tę niesamowitą więź mogę teraz czuć już od wymiany pierwszego spojrzenia. Bliskość z drugim człowiekiem wymaga jednak więcej niż jednej osoby. Sam fakt tego, że chcemy otworzyć swoje serce na drugiego człowieka nie oznacza jeszcze, że on/ona będzie chciała tego samego. Jeśli bowiem nie jest na to gotowy/gotowa – mogę odwołać się do jednego ze swoich filarów – akceptacji – i ze zrozumieniem przyjąć, że tak po prostu czasem jest. Odpowiadając więc na pytanie czy możemy odczuwać bliskość drugiego człowieka, jeśli na poziomie emocjonalnym nie odczuwamy zupełnie nic – myślę, że tak. Od nas i naszych filarów zależy jednak czy ją przyjmiemy. Kiedy zarówno my jak i druga osoba jesteśmy skłonni otworzyć swoje serca – zaczyna się prawdziwa magia.

Można nazywać to na wiele sposobów – rezonowanie, wibracje, pokrewieństwo dusz, nadawanie na tych samych falach, zestrojenie energetyczne. Jakkolwiek jednak nie określilibyśmy tego zjawiska – wzajemnego otwarcia się na siebie – u podstaw zdaje się leżeć to samo – gotowość na odsłonięcie swojego serca. Osobiście bardzo lubię określenie „rezonowanie”, które daje mi pewien obraz tego co dzieje się w momencie spotkania się dwóch „pokrewnych dusz”. Wtedy wszystko to, co zbudowaliśmy dla siebie samych rośnie i przybiera na sile łącząc nas z drugim człowiekiem na poziomie, który zdaje się być poza naszym racjonalnym rozumieniem. Czujemy wewnętrznie, w duszy, swoistego rodzaju połączenie, metafizyczne, niemożliwe do uchwycenia zmysłami.

Otwarte serca tworzą most między dwojgiem ludzi, który nazywam bliskością. Kiedy dwoje ludzi, połączonych w ten sposób patrzy na siebie, ich oczy błyszczą, a twarz nabiera łagodności. Budzą się uważność i delikatność, które pozwalają budować coś wspólnie – przyjaźń, miłość, partnerstwo.

A czym jest bliskość dla Ciebie, drogi Czytelniku/Czytelniczko?


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.